Co się dzieje, gdy bardzo kogoś nie lubisz lub mu zazdrościsz?
„Jak ona tak może, bezwstydnie odpinać trzeci guzik koszuli w pracy i pokazywać koronkę biustonosza?! Okropne, ja bym się tak nigdy nie zachowała…” – myślałam z dezaprobatą za każdym razem, gdy na spotkaniu dyrektorów widziałam Karolinę „w akcji”. Na ważny, lecz wyparty kawałek swojej osobowości, trafiłam dzięki spotkaniu z kimś, kogo określałam mianem „bezczelnej flirciary”.
Pracowałam wówczas w dużej międzynarodowej firmie i nadzorowałam pracę wielu zespołów. W jednym z nich sprzedażą i obsługą klienta zarządzała Karolina, ponoć „świetna specjalistka”, a na pewno bardzo atrakcyjna z wyglądu kobieta.
Była tak piękna i zmysłowa, że jej wygląd sam przyciągał uwagę. Drażniło mnie to. Ilekroć miałam szansę ją obserwować w interakcjach z innymi, miałam wrażenie, że ma potrzebę flirtowania z każdym. Robiła to z szefem, klientami, współpracownikami. Trudno było mi na to patrzeć.
„Jak ona może chodzić z takimi dekoltami! Chyba wprowadzę dress code!” – myślałam, gdy widziałam ją „w akcji”. Uwierała mnie jej postawa, oceniałam ją surowo i trudno było mi z nią przebywać.
Co ze mną?
Było to na tyle trudne, że poruszyłam ten temat na jednej z moich sesji terapeutycznych. Gdy po raz kolejny opowiadałam o Karolinie emocjonując się, że „jak tak można w miejscu pracy”, zobaczyłam, że trochę jej zazdroszczę, że też bym tak chciała… Emanować pięknem, zmysłowością, działać tak na ludzi. Okazało się, że moja „wewnętrzna flirciara” została gdzieś głęboko ukryta. Z jakichś powodów wyparłam ją do podświadomości.
Poczułam, że ten smutek, zazdrość i złość do Karoliny pochodzą od niej – mojej wypartej części. Gdy podczas sesji ta wewnętrzna postać doszła do głosu, doznałam wielkiej ulgi. Pozwoliłam się jej wyrazić, poczułam ją w sobie pierwszy raz od dawna! Zobaczyłam, jak została zdominowana przez bardzo widoczną w moim zachowaniu postać surowej, oceniającej szefowej, bezemocjonalnej profesjonalistki – tej, o której myślałam, że pozwoli mi najlepiej radzić sobie w miejscu pracy.
Integrowanie i wprowadzenie harmonii pomiędzy moimi wewnętrznymi postaciami – oceniającej szefowej i flirciary – trwało kilka miesięcy. Powoli zaczęło przejawiać się w życiu. Nie zaczęłam nosić bardzo głębokich dekoltów jak ta dziewczyna, ale odnalazłam w sobie więcej luzu w sposobie bycia, ubierania się, wyrażania. Poczułam się lepiej sama ze sobą, dotarłam do swojej kobiecości. I w końcu odczepiłam się od tej pięknej kobiety! Zobaczyłam, że ma świetne relacje w pracy. Mało tego, wprowadza śmiech i rozluźnienie w często napiętych sytuacjach i ma bardzo dobre wyniki sprzedaży. Jej strategia bycia z ludźmi była skuteczna 😊
Lubiane i jawne, ukryte i wydziedziczone subosobowości
Nasza osobowość na wiele części, składa się z wzorców energetycznych, które można ująć jako wewnętrzne postaci. Te z kolei mają swoje potrzeby i pełnią ważne psychiczne funkcje. Można je podzielić na trzy grupy: lubiane i chętnie pokazywane światu, ukryte, bo nielubiane oraz wyparte lub wydziedziczone, czyli takie, których tak bardzo nie akceptujemy, że wydaje nam się, że ich nie mamy – jesteśmy ich kompletnie nieświadomi.
Na nasz świadomy stosunek do subosobowości ma kultura oraz normy społeczny. Akceptowane społecznie postawy to uczciwa, racjonalna kobieta, wierna, kochająca żona, elokwentna, ogarniająca dom, dzieci i odpowiedzialne stanowisko pracownica, itp. Takie wewnętrzne postaci lubimy i chętnie się z nimi utożsamiamy.
Ale są też takie wewnętrzne wzorce, które rozpoznajemy w sobie, lecz ukrywamy je. To może być ja-leniwe, ja-odpoczywające, ja-roszczeniowe, czyli takie, które uważa, że wszystko mu się należy. Oceniamy je negatywnie i wolimy schować 😉
Subosobowości wydziedziczone to te, do których sami przed sobą nie potrafimy się przyznać. Są związane z żądzą, zmysłowością, emocjonalnością, pychą, chciwością, nieczystością, gniewem, obżarstwem i wszystkimi wzorcami energii wydziedziczonymi kulturowo. Każdy może posiadać swój indywidualny zestaw wydziedziczonych wewnętrznych postaci związany ze swoim wychowaniem i środowiskiem, w jakim wzrastał.
Dlaczego wypieramy niektóre części nas?
Wyparte subosobowości to te, które jako dzieci musieliśmy stłumić, żeby przystosować się do norm panujących w rodzinie. Tłumienie powoduje, że dziecko zakrywa swój niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju sposób istnienia. Zamiast poznać wszystkie kawałki siebie i nauczyć się sobie z nimi radzić oraz świadomie się nimi posługiwać, dziecko wzrasta w przekonaniu, że niektóre jego reakcje, emocje są złe, niewłaściwe i należy je wyprzeć, być grzecznym. Wyparcie sprawia, że nie rozwijamy umiejętności samoregulacji, tylko wszystko to, co niewygodne „zamiatany pod dywan”.
Tak wychowywane dziecko będzie czekać kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt lat, żeby w procesie uświadamiania rozpoznać owe stłumione energie i dać im się w końcu wyrazić. Przejdzie proces rozwoju, żeby odnaleźć swój sposób istnienia bez masek, ograniczeń i wydziedziczania wewnętrznych części siebie, a tym samym wprowadzi więcej uświadomienia i harmonii w życiu.
Jedną z wewnętrznych postaci, która w procesie socjalizacji potrafi się nadmiernie rozrosnąć, jest postać wewnętrznego obrońcy – kontrolera. To taki nasz wewnętrzny bodyguard, nieustannie wypatrujący zagrożeń i stojący na straży naszego bezpieczeństwa. To jest ta część, która sprawia, że się nadmiernie kontrolujemy, powstrzymujemy swoje odruchy ku życiu, ku relacjom, ku pasji, itp. Ciągle sobie czegoś odmawiamy i wstrzymujemy się. Bo „nie damy rady, jesteśmy za słabi, nie uda się”.
Ta postać potrafi tak bardzo chronić nasze wrażliwe części (np. wewnętrzne dziecko), że tracimy z nimi kontakt. Gdy tak się zdarzy, czujemy, że gdyby ktoś nas zdemaskował i rozpoznał, porzuciłby nas niechybnie. Dowiedziałby się jacy jesteśmy bezbronni, słabi, bezwolni. Boimy się pokazać wrażliwe części naszego ja, a przecież to te części wspierają nas bardzo w tworzeniu głębokich relacji.
Jak wydziedziczamy niektóre części nas?
Ukrywanie, tłumienie i w końcu wydziedziczanie niektórych części nas jest spowodowane karaniem za ich przejawianie. Mogło zdarzyć się tak, że ilekroć dziecko złościło się, słyszało: „nieładnie jest się tak złościć”, a nawet było za to karane. Kiedy leniuchowało i przyglądało beztrosko chmurom na niebie, dostawało klapsa i było popychane do posprzątania podwórka. Gdy zaczynało interesować się swoim ciałem i seksualnością, kazano mu sypiać z rękami na kołdrze…
Dlaczego warto podjąć pracę z wydziedziczonymi częściami?
Wydziedziczone części nas są jak zbiorniki na wodę: wody przybywa, i niebawem wszystko się wyleje, jak powódź w 1997 roku. Są też jak tętniące wulkany pod czopem zastygłej lawy. Jeszcze chwila, a wybuchnie i zawładnie nami. Te części żyją swoim życiem, są coraz silniejsze, a utrzymywanie ich pod czopem kosztuje nas dodatkową energię.
Gdy w procesie uświadamiania sobie naszego wewnętrznego świata nie zaczniemy obejmować świadomością tych wypieranych części, możemy skończyć jak Kuba Rozpruwacz: chcieć zniszczyć wszystkich, którzy w zewnętrznym świecie nam te części reprezentują.
W jaki sposób wydziedziczone części się z nami komunikują?
Podświadomość komunikuje się z nami poprzez sny, wizje, obrazy. Jej język jest niejednoznaczny, jednak można przypuszczać, że sny o oprawcach, dzikich bestiach, ze scenami przemocy, zagrożenia mogą symbolizować nasze wydziedziczone części.
Złodziej, czarny charaktery, bezwstydna kobieta mogą reprezentować wyparte części nas. Gdy podejmujemy pracę z wypartymi częściami, w snach mogą przemieniać się w twory natury, zwierzęta reprezentujące czystą instynktowną moc, jak wilki, konie czy pantera. Zmiana postaci w snach z demonicznej i zagrażającej na czystą i pełną mocy może świadczyć o włączeniu wydziedziczonej postaci wewnętrznej do naszego systemu 'ja’. Od teraz zasoby płynące z tej postaci stają się nam dostępne.
Pamiętam, gdy jedna z klientek doświadczyła pierwotnej energii mocy, która przejawiła się jako wilczyca. Rozpoznała ją, zaprosiła do siebie i w końcu zintegrowała, pozwalając sobie stać się na chwilę wilczycą. Problemy, z jakimi borykała się w życiu, zaczęła rozwiązywać korzystając z mądrości i mocy tej części siebie. To była jej ostatnia sesja terapeutyczna 🙂 Niczego więcej nie potrzebowała!
Po czym rozpoznasz, że masz wydziedziczone wewnętrzne części?
Gdy posiadasz wydziedziczone części siebie, możesz złościć się, doznawać oburzenia i innych silnych emocji, gdy ktoś z twojego otoczenia, ze świata filmu czy polityki, zachowuje się tak, jakby mogła to zrobić twoja wydziedziczona część.
Kiedy następnym razem ktoś cię zirytuje, zasmuci, zezłościsz się na niego, zadaj sobie pytania:
-
Co konkretnie mnie tak denerwuje?
-
Jaką część mnie ta osoba może reprezentować?
-
Jakiego rodzaju energii w sobie nie dostrzegam?
-
Czy jest możliwe, żeby ta „znienawidzona” osoba wskazywała jakąś wypartą część mnie?
-
Co powoduje, że nie pozwalam sobie być taka jak ona?
Dlaczego warto przyglądać się swoim wypartym częściom?
Obejmowanie własnego cienia to droga do pełni, mocy i wewnętrznej elastyczności. Dzięki ujawnieniu, poczuciu i zintegrowaniu naszych ukrytych subosobowości, dajemy sobie dostęp do psychologicznych zasobów, jakie były wcześniej niedostępne. Uwalniamy masę energii, którą zużywaliśmy na ukrywanie tych części nas. Odzyskujemy autentyczność i nasz niepowtarzalny sposób istnienia. Stawiamy krok na drodze uświadamiania sobie własnego rozwoju osobistego i wprowadzamy wewnętrzną harmonię.