Kupujesz prezenty świąteczne dla dzieci, dla partnera, dla rodzeństwa i rodziców. A jak zadbać o wewnętrzne dziecko? Co masz dla niego, aby sprawić mu radość? Jeżeli doświadczasz zablokowania podczas dawania i przyjmowania prezentów, warto przyjrzeć się twojemu wewnętrznemu dziecku.
Skrępowanie, brak pomysłów, brak energii i chęci na robienie prezentów to sygnał, że możesz mieć zablokowania w radosnym obdarowywaniu.
Robienie świątecznych prezentów nigdy nie przychodziło mi z łatwością. Co prawda miałam pieniądze, a w sklepach nie brakowało towarów – zabawek, kosmetyków, ubrań. Nigdy jednak nie miałam pomysłu: co tak naprawdę warto dać moim rodzicom, siostrom i ich dzieciom pod choinkę? Gdy tylko myślałam o dniu zakupów przedświątecznych, ogarniało mnie przerażenie. Perspektywa wędrówek po galeriach handlowych w tłumie śpieszących się ludzi, przy dźwięku kolęd i innych świątecznych hitów, napawała mnie odrazą. Nie pójdę tam, za żadne skarby!
Jak na złość w okresie przedświątecznym pracy miałam zawsze tyle, że nie było opcji zająć się tym wcześniej, prezenty kupowałam zawsze na ostatnią chwilę. Zresztą, chyba nawet mi to pasowało. Koleżankom jakoś udawało się wyrwać wcześniej z pracy i z przyjemnością oddać szaleństwu świątecznych zakupów. Mi, niekoniecznie. Nie miałam takiej potrzeby. Po co chodzić po galeriach handlowych – one pochłaniają życiową energię. Pomimo, że nie brakowało mi pieniędzy, jakoś szkoda mi je było wydawać.
Zawsze czekałam na ostatni moment, nawet na wieczór 23 grudnia. Wtedy kupowałam szybko i na oślep. Często przepłacałam, a wybór i tak okazywał się nietrafiony. Czułam przy tym napięcie, smutek i rozczarowanie. Za każdy razem, gdy moi bliscy rozpakowywali prezent, czułam się bardzo niepewnie. – Na pewno im się nie spodoba – słyszałam szept wewnętrznego krytyka w głowie.
Z pakowaniem prezentów też był problem. Po prostu zapominałam o tym dość istotnym szczególe. Błogosławiłam stacje benzynowe, na których mogłam w drodze na Wigilię dokupić torebki na prezenty. Gdy raz ich zabrakło, moja siostrzenica dostała prezent w reklamówce ze sklepu z adnotacją ode mnie, że to ekologiczne – niekupowanie dodatkowych opakowań.
Rozczarowanie, oczekiwanie, uczucie niezasługiwania – gdy to czujesz przyjmując prezent, możesz mieć zablokowane przyjmowanie z wdzięcznością.
Z reguły nie dostawałam też tego, co sprawiło by mi prawdziwą radość. A może nie umiałam cieszyć się z tego, co otrzymywałam? Pewnie było i tak, i tak. Gdy dostawałam coś bardziej wartościowego, czułam się skrępowana. Nie umiałam tego prawdziwie przyjąć. Zawsze pojawiał się podszept, że przecież nie zasługuję na taki prezent, skoro sama nie włożyłam w świąteczne przygotowania najmniejszego wysiłku. Zresztą, te wartościowe prezenty niedługo po świętach gdzieś przepadały – gubiłam je, zapominałam o nich.
W końcu przyszło wybawienie!
– Od tych świąt będziemy robić prezenty tylko dzieciom. Będzie można kupić więcej i droższe rzeczy. Przecież choinka to jest ich święto – wpadła na pomysł Babcia, nestorka naszego rodu.
Uff, już lepiej – pomyślałam. Kilka decyzji do podjęcia mniej! Przyszły kolejne święta i miało być łatwiej: mniej prezentów, mniej wydatków, mniej czasu spędzonego w galeriach. Coś jednak było nie tak. Zaczął mnie dopadać smutek, nostalgia, tęsknota. Jak to? A ja? Co ze mną? Nie przypadkiem od kilku miesięcy pracowałam terapeutycznie z postacią mojego wewnętrznego dziecka. Co z tą małą dziewczynką? Kto da jej prezent, skoro dorośli zostali skreśleni z listy?
Zapytaj swojego wewnętrznego dziecka czego ono potrzebuje! I nasłuchuj!
Zlekceważyłam ten podszept i poszłam na zakupy dla dzieciaków, poprzedziwszy je dopytaniem się u ich matek, co takiego chciałyby dostać. Ni stąd ni zowąd wpadł mi w oko różowy konik – przytulanka. Nie było jej na mojej liście. Pomyślałam o mojej siostrzenicy: to cudowny prezent dla Julki! Ale – dotarło do mnie po chwili – przecież ona ma już dziewięć lat, chyba jest za duża na taką maskotkę. Dla kogo będzie ten konik? Może dla Mikołaja? On jest jeszcze mały! Spojrzałam na moją listę zakupów: Mikołaj – miecz lub koparka. Różowy konik nie wpisywał się w jego oczekiwania. A ja tak bardzo chciałam go kupić. Dla kogo? Dla kogo?
– Dla mnie – usłyszałam w głowie szept małej dziewczynki.
Dla kogo? Dla mnie. Dla mnie, czyli dla małej Asi. Zobaczyłam, jak stoi przede mną i nieśmiało przypomina o swoim istnieniu. Łzy napłynęły mi do oczu. Moja wewnętrzna dziewczynka w końcu się do mnie odezwała i powiedziała, czego chce! Chciała różowego konika. Dla pewności przymknęłam oczy i sprawdziłam to jeszcze raz. Zapytałam ją: chcesz tego konika? – Tak! – odpowiedziała. Tym razem to był mocny głos. Stałam w sklepie z decyzją, że kupuję jej konika, a ona we mnie skakała z radości! Od tamtych świąt co roku kupuję mojej Małej coś, co sprawia jej prawdziwą radość. Z radością też przyjmuję prezenty, komplementy i obfitość.
Dorastająca Julka dostała wtedy super sukienkę, w której mogła pójść na sylwestra – tym razem trafioną! A ja dzisiaj uczę o właściwym obdarowywaniu i przyjmowaniu, o przepływie energii i pokonywaniu blokad. Pomógł mi tę wiedzę odkryć i doświadczyć zmiany różowy pluszowy konik.